Najciężej mi było na wykładach w prosektorium...czuć zapach nieżywego człowieka...stać w chłodzie i bezradnie przyglądać się jak zimno próbuje powstrzymać nieuchronny rozkład.Komórka po komórce ...zsiniałe ciało,gdzie niegdzie podskórne wylewy,popękane żyły - obrzmiały kark od hipowolemii ...oczy przymknięte lub całkowicie zamknięte...tak robią zawsze...studenci są bojaźliwi... niektórzy nader religijni.Pewien nawiedzony profesof straszył ponoć kiedyś swoich studentów ... że oczami ucieka dusza i że niewłaściwie obsłużenie się ze zwłokami niesie w sobie okrutne konsekwencje...bzdury same...tak sadze...przypominają mi się "Strszne opowieści" gdzie bohaterzy dokonują samodestrukcji.... Przypomina mi się coś jeszcze... Gdy pierwszy raz zobaczyłam sztywne ciało nieboszczyka...byłam przerażona... strach paraliżował mnie jak nigdy dotąd - to tylko marne widzenie świata odkrytego moimi oczami... Lęk...Nie był to właściwy sobie strach - poczułam że moją wielką reakcją na dzieło śmierci... stała się antyreakcja...absolutna pustka...głucha cisza...zastój w myślach...To był ten strach.... Jeden z najgorszych... Kiedy już wróciło do mnie świadome poczuwanie się do jakiejkolwiek reakcji ... gdy znalazł się dla niej czas...przypomniał mi się Tomek...pomyślałam jak musiał wyglądać gdy nikt nie przymknął mu oczu gdy już nie oddychał...jak dobrze że go takim nie widziałam...taki widok przyniósł by mi jedynie obłąkanie...totalny szum...sam fakt że już nigdy nie będzie jak kiedyś...że nie powie jak bardzo kocha,nie pomarudzi na za grubo umaślone kanapki - doprowadza mnie do stanu... z jakiego chyba już nie wyjde...wszystko co mówią mi inny - równie dobrze moge sama sobie powiedzieć - różnica polega tylko i wyłącznie na brzmieniu...Heathcliff mawiał - nie moge żyć bez mojego życia - ... ja powiem - czasem tak cholernie nie chce mi się żyć... Jako zaprzepaszczone życie narkomana - jego los liczono w innych kategoriach... było mi wszystko jedno...ostatnim razem jedyne co powiedział ściszonym głosem to - wierze że się uda bo cie kocham...teraz już się nie łudze że ludzi można zmieniać...wyleczyłam się z tego raz na zawsze... Dalej jest Oluś...Olek był praktykującym narkomanem - najgorszej kategorii... marzyło mu się życie z pasją - życie bez życia - suche ściany wciąż go dławiły - ciązyło mu wszystko na tyle że potem nie umiał inaczej - i bierne powolne umieranie jest niczym... To jak jedzenie czekolady...smak i przyjemność czerpie się ze śladowych ilości - w nadmiarze zatraca swoje właściwości... Był pierwszym martwym - nieeksperymetalnym - którego znałam i który był mi jak brat... Znalazłam go ... wchodząc przez uchylone drzwi - zobaczyłam... Powiesił się na drażku do ćwiczeń...miał fioletową lekko zwisająca głowe... Pamietam jak zaczeło mi się zbierać na wymioty - potem zemdlałam... Na tym się kończy mój kontakt z umarłymi - ... Kontakt z żywymi był dużo gorszy w skutkach ale nie mniej tragiczny ... Zaczęłam wierzyć że śmierć jednego - pociąga za sobą o wiele więcej niż tylko koniec określony... Największym żartem jest to że każdy samobójca jest egoistą...
Dodaj komentarz