Komentarze: 2
Dziś nie bede już mówić o śmierci...
opowiem o miłości...
Wprawdzie moja wiedza jest tu dużo - może za dużo okrojona ale jest... Swojego czasu żyłam chyba za mocno - za intensywnie by oglądać się na innych. Teraz mam tylko czas...on jest niezwruszony - pochłonął wszystko - dlatego domyślam się żę uczuć wiecznych i tak trwałych jak czas - nie ma... Bardzo chciałabym się mylić... Tak naprawde atat narkotykowy i moja wypaczona świadomość życia nie dała mi zauważyć żadnego przejawu emocjonalnej słabości... Nie licząc seksu co się czasem myli z miłością. Nie znam się i nie rozumiem... Ale kochałam - byłam kochana za mocno i za doskonale. Co jest piękne tak bardzo - jest też mało prawdziwe. Kiedyś bawiłam się ludzmi - czasem oni bawili się mną. Była w tym siła - brak miłości,..z takim obyciem się można wszystko... Wegetacja i nieśmiadomość - tylko wtedy się to sprawdza. Potem nie ma już nic... wszystko się kończy. Mówi się że miłość pokonuje śmierć a tak naprawde jest proporcjonalnie na odwrót... Jenostajnie - prostolinijnie... A wszystko przez wrodzone człowieczeństwo...poznając każdy najochydniejszy szczegół z życia człowieka - wiem żę całość - to reakcje chemiczne...tylko i wyłacznie... No ale wierzyć należy i w małpy i w grzeszną ewe... To spełnienie - jedyne w swoim rodzaju. Zwie się szczęsciem...