Komentarze: 1
...wciąż mi się dłuży - to tylko katar gorączka może zatoki... Kiedyś żeby uciec z matmy rozpinałam kurtke - szalik trafiał do śmietnika... kieszenie wypchane papierosami śmierdzżace lumpeciarstwem...twarz jak papier od prochów... Myśle i nie moge wymyśleć - nie pamietam prawie nic...Kiedyś szłam sama albo z kimś - może z kimś miałam sporą gorączke...mieliśmy pod reką pana Fredzia - przekłuwał co się dało...brzuchy uszy nosy brwi łechtaczki jezyki....gdyby nie to że nic mnie ból po prochach nie ruszał pewnie bym zwymiotowała...takie mieszkanie i urządzenia ukradzione chirurgowi na rencie....gdy wrcaliśmy widziałam tylko nierówny chodnik i czułam wódke odkażone ucho...to było krótko przed poznaniem Jacka - potem było spokojniej... Teraz - właśnie w chwili gdy ma byc wszystko na miejscu - tak sie czuje... Tysiące myśli zlewające się i palące..szał i niepokój...co dzień na coś czekam ... wstaje rano - a nawet nie wstaje - otwieram oczy i już myśle - musze wstać bo to się stanie... ale co .............????Przed nim był Dawid kolega - miał dla mnie cisze... dawał mi antymyśl...siadaliśmy w jego zielonym pokoju i patrzyliśmy na -pełna chate- i było tak normalnie - nie biłam sie ze skinami jak później nie bawiłam specyfikami pochodzenia żadnego....Dawid był gejem - jego rodziców nie było dniami i nocami... nie było nikogo tylko my pod pseudonimem odrabiania zadań,..tak jak kiedyś się nie czułam tak dziś się czuje...nie wiem jak jest ....wtedy byłam małą obłednie chorą idiotką... teraz poczuwam się do myśli drogi mojej - nie tej dziewuchy ze ślepym krzyżem... Nie żałuje - ale żałowałam - zaczynam ..........zaczynam swój paraliż - nie chce pytać ... nie mam sił odpowiadać - starać się i żyć....
w czerwcu próbowałam sie zabić - dwie godziny dzieliły mnie od śmierci - może absolutnej.... .......no i jeszcze jedno - po tym tak się we mnie wbiło - kocham i jestem kochana - wiec żygac na życie - to lepsza sytuacja niż być obżyganym przez życie...nie chodzi o wygode ale o szczeście WSZYSTKIM JEDNAKOWO!