Komentarze: 2
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Nic nowego się nie wydarzyło...śniłam... Odsypiając kilka ostatnich nocy... Była już prawie jedenasta...duże lenistwo jak dla mnie... ale z powodu braku snu zaczełam już tracić siły... To taki wyzysk dnia do granic wytrzymałości... Śniło mi się coś na krój wojny - o świadomości światowej chyba II...i coś jakby obóz koncentracyjny...tyle że w powietrzu... w wielkim samolocie nikłej nowoczesności... Było też wiele osób - starsi męższczyźni kobiety dzieci... wszystko właściwie pełne kolorów i życia... Rozmawiam z ludźmi - jedni się śmieją inni wcale w nie gorszych humorach... Nagle przychodzi essmanka - wszyscy ustawiają się wokół półkolistej ściany - jak to w samolocie... wskazuje na pierwsze 5 osób - jestem jedną z nich ... Idziemy do pomieszczenia obok...wchodze ostatnia...widze jak wyciąga broń i strzela pozostalym prosto w głowe...przychodzi kolej na mnie...nie wiem czy wtedy już spałam czy nie... To było tak silne - troche strachu troche nijakośći...Wyraźne były tylko moje myśli - pomyślałam - przecież ja jeszcze nic w życiu nie zrobiłam - nie moge umrzeć... co teraz wydaje mi się śmieszne przemknęła mi przez myśl reinkarnacja ale i tak było mi żal.. co też było dziwne nie uciekałam - czekłam na strzał by coś poczuć...może błogość... Czekałam i czekałam - czułam tylko że powoli się budze...nie było ani bólu ani niczego... nie było ciemnośći ani światła - niczego... Nie dotrwałam do tego czegoś po - obudziłam się... Kiedyś tak bardzo chciałam nie czuć nic - nie mieć wspomnien - żadnych myśli ...zupełny wygas... choćby za cene utraty wszystkiego... A nicość też boli...
może nawet bardziej...
Dziś nie bede już mówić o śmierci...
opowiem o miłości...
Wprawdzie moja wiedza jest tu dużo - może za dużo okrojona ale jest... Swojego czasu żyłam chyba za mocno - za intensywnie by oglądać się na innych. Teraz mam tylko czas...on jest niezwruszony - pochłonął wszystko - dlatego domyślam się żę uczuć wiecznych i tak trwałych jak czas - nie ma... Bardzo chciałabym się mylić... Tak naprawde atat narkotykowy i moja wypaczona świadomość życia nie dała mi zauważyć żadnego przejawu emocjonalnej słabości... Nie licząc seksu co się czasem myli z miłością. Nie znam się i nie rozumiem... Ale kochałam - byłam kochana za mocno i za doskonale. Co jest piękne tak bardzo - jest też mało prawdziwe. Kiedyś bawiłam się ludzmi - czasem oni bawili się mną. Była w tym siła - brak miłości,..z takim obyciem się można wszystko... Wegetacja i nieśmiadomość - tylko wtedy się to sprawdza. Potem nie ma już nic... wszystko się kończy. Mówi się że miłość pokonuje śmierć a tak naprawde jest proporcjonalnie na odwrót... Jenostajnie - prostolinijnie... A wszystko przez wrodzone człowieczeństwo...poznając każdy najochydniejszy szczegół z życia człowieka - wiem żę całość - to reakcje chemiczne...tylko i wyłacznie... No ale wierzyć należy i w małpy i w grzeszną ewe... To spełnienie - jedyne w swoim rodzaju. Zwie się szczęsciem...